Pózniej znowu kręcę się różnymi uliczkami, łapiąc jedynie azymut w którym kierunku chcę iść
;)
Docieram w końcu do Viaduct Harbour. W tym miejscu spędzam sporo czasu, więc i zdjęć jest więcej
:)
Pózniej wstępuję jeszcze do supermarketu (Countdown) po prowiant na noc i kupuję litrowy odpowiednik Cappy za 1,7NZD, co uznaję za naprawdę niezłą cenę. Wszędzie płacę Revolutem i jeszcze nigdzie na tym tripie nie miałem problemów (jedynie nieraz przechodzi jako Savings a nieraz jako Credit). Na lotnisko wracam po zachodzie słońca identyczną trasą jak wcześniej - z przesiadką na stacji Papatoetoe.
Wracam na lotnisko i idę spać. Wstaję dość wcześnie (ok. 3-4) i tutaj nastąpi kolejny ryzykowny element całej podróży: odprawa w ramach rezerwacji zrobionej podczas pewnego EF, kiedy dało się kupić za grosze bilet one way z NZ do CAI/DXB. Można było to kupić za kilka złotych, ja wydałem więcej żeby nie być aż tak podejrzanym (ok. 200PLN). Z tego co wiem, to w 99% poleciały anulacje. U mnie też, ale poprzez wersję mobilną strony Qantasa (ich codeshare na loty i oni ticketowali) udało mi się wymusić nową rezerwację na minimalnie inne loty. W ten sposób stałem się posiadaczem nowego biletu na trasie AKL-SYD-(BKK)-DXB, gdzie pierwszy lot to LATAM, a drugi to Emirates ze stopem technicznym w BKK. Czy nie będę musiał dopłacać? O tym już w następnym odcinku, trzymajcie kciuki
;)Check-in otwiera się po 4:00. Składam śpiwór, ustawiam się w króciutkiej kolejce i już za chwilę jestem przy stanowisku odpraw.
Bardzo miła, starsza Pani klika przez kilka minut nie mówiąc nic. Nie wiem czy to dobrze, ale w głowie przewijają mi się rożne scenariusze. W końcu pyta o bilet wylotowy z Dubaju, pokazuję rezerwację. Po kolejnych paru minutach dostaję kartę pokładową na lot LATAM do SYD. Podobno check-in jest też zrobiony na dalszy ciąg rezerwacji, ale po kartę pokładową muszę zgłosić się w SYD. Chwilę pózniej sprawdzam i guzik prawda, status na „Checked in” zmienił się tylko dla pierwszego lotu. No nic, zobaczymy.
Przechodzę przez kontrolę bezpieczeństwa i od razu idę do saloniku Strata Lounge. Parę minut po jego otwarciu stoi przed wejściem kolejka
;)
Biorę prysznic i jem śniadanie.
Przy okazji korzystam z WiFi, które jest nielimitowane w saloniku (na lotnisku jedynie 2h są darmowe).
Nie mija zbyt wiele czasu, a boarding ma się wkrótce rozpocząć. Idę przed gate i już za chwilę wchodzę na pokład Boeinga 787-900 LATAM.
Przydzielono mi miejsce 12A, które jest pierwszym rzędem w Economy. Ma ono jednak więcej miejsca na nogi.
LATAM na pewno oferuje je normalnie za dodatkową opłatą. Mało tego, według ich materiałów to miejsce to Y+
:D Dodatkowe miejsce na nogi to raczej za mało, żeby mowić o Premium Economy.
Lot przebiega spokojnie i trwa niecałe 3 godziny. Do jedzenia dostałem kanapkę i sałatkę owocową. Przez resztę czasu spałem (były bardzo wygodne zagłówki, miękkie jak poduszka) lub wyglądałem po prostu za okno
;)
Po wylądowaniu momentalnie przechodzę przez kontrolę paszportową, niestety nie dostaję pieczątki, pamiątki nie będzie. Dalej pytam w informacji turystycznej jak najtaniej dostać się do centrum (nie przygotowałem się kompletnie, przyznaję). Podobno najtaniej jest z przesiadką na Mascot Station i karta Opal nie jest potrzebna. Wypłacam jedynie 20AUD i idę na autobus.
Kupuję bilet u kierowcy, ale mówi, że nie ma jak wydać. Już chciałem wysiadać, ale mówi, żebym został. W ten sposób przyjechałem za darmo na Mascot Station. Tu kupuję bilet na pociąg do Circular Quay (podobno najbliżej Opery) za 4,40AUD. Tanio i wygodnie
:)
Całość zajęła może z 40 minut, nie patrzyłem na zegarek. Dojeżdżam do stacji Circular Quay, jem śniadanie w McDonald’s i chwilę pózniej idę w kierunku Opery.
Chwilę pózniej spotykam się z koleżanką z liceum, która tu studiuje. Wyruszamy w podróż po centrum Sydney. Pierwsze wrażenia - jest trochę górek. Może nie tyle co w Auckland, ale nie jest płasko. No i czuję się jak w USA.
Spacerujemy uliczkami, aż trafiamy do Darling Harbour.
Zaczepiamy także o Chinatown, chociaż ten w Sydney jest dość mały.
Pózniej znowu spacerujemy, trafiamy do Hyde Parku.
Wszystko jest czyste, zadbane, sporo tu zieleni. Sydney może się podobać
:)
Idziemy dalej przez Royal Botaniczny Gardens, aż dochodzimy na końcowy punkt z którego nieźle widać panoramę oraz samą Operę.
Wracamy wzdłuż wody pod Operę i dalej na stację Circular Quay. Tu się żegnamy, zrobiliśmy w 3h ponad 12-kilometrową trasę. Jest ciepło (na pewno cieplej niż w Auckland), jestem z plecakiem, czuję zmęczenie (także poprzednimi dniami). Idę do supermarketu kupić jakieś picie, po czym kieruję się na lotnisko ze stacji Wynyard. Podsumowując, spokojnie można zwiedzić centrum Sydney podczas kilkugodzinnego stopovera
:)
W drodze powrotnej powtarza się sytuacja z darmowym powrotem autobusem, ale proszę, nie nadużywajcie ich dobroci
:D
Docieram na lotnisko i od razu kieruję się do check-inu. Jest już otwarty, więc podchodzę. Czekam, czekam, trwa to parę minut, Pani mnie pyta czy nie miałem problemu z przybyciem do SYD, mówię że nie. Nadal czekam, po czym dostaję kartę pokładową
:) Pani przeprasza, że środkowe miejsce, ale lot jest pełny. Pytam, czy przypadkiem okna się nie uda załatwić. Pani jeszcze raz spojrzała w komputer, zbladła, przeprosiła i zaprosiła mnie do kierowniczki. Ta także przeprosiła i „zgodnie z życzeniem” zmieniła moje miejsce na 37A - okno z dodatkowym miejscem na nogi. Sytuacja identyczna jak na wspomnianym już locie AKL-SYD, tam też niespodziewanie miałem dodatkowe miejsce na nogi. Nic nie klikałem, a na pewno nie takie życzenie. Ta rezerwacja była dziwna, ale wygląda na to, że za 200 złotych da się polecieć przez pół świata Emiratesem
:D
Przechodzę przez kontrolę paszportową oraz bezpieczeństwa, biorę prysznic (są darmowe na lotnisku) i sprawdzam, że nie ma żadnego saloniku w tym terminalu. Są za to restauracje, idę do jednej z nich. Budżet w ramach PP (35AUD) wykorzystuję na burgera, frytki z serem i dwie butelki Pepsi. Skłania mnie to do rozważań, że nieraz restauracje są lepsze niż saloniki. Nie ma co prawda prysznica ani ciszy, ale można zamówić burgera dla towarzyszy podróży nieposiadających PP. Albo zamówić 7 butelek Pepsi.
Przy burgerze doszlifowuję i wrzucam relację. Ciąg dalszy pewnie dopiero z Dubaju, przede mną kilkanaście godzin zasłużonego odpoczynku. Do pózniej!@smieci tak się spodziewałem, że nie jestem pierwszy
;)
@pabloz nie widziałem swojej rezerwacji w systemie Emirates. Miałem bilet na stocku Qantasa (a loty to były ich codeshare’y)
——
Rozpoczyna się boarding. Lot odbędzie się na pokładzie Boeinga 777-300ER. Szkoda, bo w pierwszej wersji miał być A380, ale na tym tripie przeważają trzy siódemki
;)
Kolejka przesuwa się całkiem szybko i za chwilę jestem na pokładzie.
No nareszcie!
:-)Ja już subskrybuje kanał i czekam z niecierpliwością na opowieści!Z tym zmęczeniem to kurcze prawda. Właśnie to przeżywam na sobie. Ale to tylko ciało. Za to duchem mógłbym teraz wszystko
:-) Pozdrowienia live z Marina Bay w Singapurze. Powodzenia!
:-)
Jeden dzień na Tonga to zbrodnia! No, ale przynajmniej tam będziesz, a ja znowu obejdę się smakiem
:)Będę śledził z zapartym tchem...Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
@makdeb @adamkru @wersus79 mam nadzieję, że nie zawiodę
;) @tropikey kupiłem LAX-AKL-TBU za 40k mil + śmieszne dopłata. Powrót TBU-AKL kupiony standardowo jakiś miesiąc temu za około 600 złotych.
Pozwiedzać to nie pozwiedzasz niestety zbyt dużo, natomiast polatać to polatasz. No i te 9 dni w tytule trochę dyskusyjne
;) tu na miejscu tak ale Tobie przez linię zmiany daty jeden dzień (27.11) wypada zupełnie.No i to Tonga na jeden dzień. Zazdroszczę wizyty bo widziałem Samoa ale to zdecydowanie za mało.
Z tego co widzę to kierowca darmowego autobusu z TRF na stację kolejową cały czas ten sam od wielu lat
;)Zapowiada się ciekawa relacja więc czekam na dalszy rozwój.
-- 26 Lis 2018 14:00 -- @sp8hmz a wiesz może co to za drużyna leciała razem z Tobą do Zurychu? -- 26 Lis 2018 14:00 -- @sp8hmz a wiesz może co to za drużyna leciała razem z Tobą do Zurychu?
Ale szybko poszło! Ledwo zacząłeś, a już jesteś na Tonga (przy okazji - nie chciałbym się wymądrzać, ale słowa "Tonga" - tak mi się przynajmniej wydaje - nie odmienia się przez przypadki
;) ).Pewnie jakiś zarys zajęć na następny dzień już masz, ale na wszelki wypadek podpowiem (niestety, jedynie na podstawie lektur), że w Nuku'alofa można za darmo obejrzeć pokazy tradycyjnych obrzędów (http://tonga.southpacific.org/nukualofa/shows.html). No i na wieloryby chyba już za późno (choć tego pewnie w planach przy tak krótkim pobycie i tak nie miałeś).Miłego dalszego okrążania globu
:)Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Jak lecieliśmy na Samoa mimo, iż wszystkie miejsca nie były zajęte poinformowano, że samolot jest przeciążony i szukają ochotników - na nas nawet nie spojrzeli nie te gabaryty;) Z tego co widzę Tonga wygląda dość podobnie jak Apia. Udanego zwiedzania
:D
peta napisał:-- 26 Lis 2018 14:00 -- @sp8hmz a wiesz może co to za drużyna leciała razem z Tobą do Zurychu?Szczypiorniści (lub sztab) Wacker Thun (Swiss Handball League). Wracali z meczu LM z Elverum (25.11.).http://wackerthun.ch/de/1-Mannschaft/CL/Spieldaten
O tych "darmowych" autobusach
;) w Sydney powinno się pisać w TS bo za chwilę deal się spali
;) Przyznaję, że zupełnie nieświadomie ale też jechałem raz za darmo bo nie było jak wydać.
Ja też mam podobny combo-ticket z tego EF, tylko przylot z Wellington. Fajnie, że nie było problemów z kartami.Zastanawia mnie tylko, że nie skorzystałeś z opcji wyboru miejsca do DXB na stronie Emirates, bo widzę że jest to możliwe...
Po szczegółowych opisach aspektów związanych stricte z samymi lotami i lotniskami widać, że jesteś fanatykiem lotnictwa
:) Na wyróżnienie zasługuje Twoja umiejętność kombinowania i rozsądnego oszczędzania. Dzięki za relację i jej dokładność - fantastyczna i jednak unikalna przygoda z takim RTW
:) Niestety całkiem dla mnie obca. Dla niektórych te sprawy są oczywiste, lecz jestem całkiem w zielony temacie tak hardcorowego latania, pozwolę sobie zadać kilka pytań i będę wdzięczny za odpowiedzi:- czy pierwsze na co spoglądasz w procesie wyszukiwania lotów to połączenia związane z M&M czy innym programem lojalnościowym?- co byś zrobił gdyby jednak jakaś przesiadka się nie udała? czy wszystkie loty mają pewnego rodzaju "ubezpieczenia" na anulację bądź przebookowanie? czy może zapłaciłbyś wysoką cenę za jakikolwiek najbliższy lot, aby pozostałe loty nie przepadły?- w jaki sposób uzyskujesz dostępy do saloników?- czy możesz podać przybliżony koszt takiej wyprawy?P.S. Głos oddany
:)
Dzięki! Odpowiadając na Twoje pytania: - W pierwszej fazie to ani pierwsze ani drugie moje RTW nie było planowane. W tym przypadku zaczęło się od biletu Cebu Pacific MNL-DXB za symboliczne kilkadziesiąt złotych, zupełnie bez żadnych planów. Zdarza mi się kupować takie pojedyncze niedrogie bilety, niektóre z nich przepadają, niektóre są kanwą do większych podróży - przywykłem do tego, że te kilkadziesiąt złotych mogę stracić. Dokupiłem niewiele później powrót DXB-KBP i dalej KBP-WAW (znana taryfa low cost UIA). Można więc w tym miejscu spokojnie powiedzieć, że powrót z Azji do domu miałem gotowy. Jakiś miesiąc po tym kupowałem powrót z USA (w ramach pierwszego RTW) i taniej było kupić bilet w dwie strony niż w jedną. Kupiłem więc taką kombinację, że w drugą stronę dolot do USA był kilka dni przed moim lotem MNL-DXB - to był moment, kiedy zdecydowałem że to będzie RTW. Potem zaczyna się dokupowanie kolejnych odcinków, chociażby error fare AKL-SYD-BKK-DXB za 200 złotych (przez co ostatecznie nie poleciałem Cebu Pacific
:D). Dopinałem wszystkie loty około roku, to jest o tyle dobre rozwiązanie że przypomina to kupowanie podróży na raty: raz na jakiś czas wpadały kolejne bilety
;)- Gdyby przesiadka się nie udała, nie miałem żadnej awaryjnej opcji. Zero ubezpieczeń, zero możliwości anulacji/przebookowań. Nie mówię oczywiście o sytuacjach, gdzie lecę dwa-trzy odcinki na jednym bilecie - wtedy co prawda mam przebookowanie na następny lot/kolejne sensowne połączenie, ale przy tak szybkiej podróży i tak nic by mi to nie dało, bo nie zdążyłbym na kolejny lot w ramach kolejnej rezerwacji, pisałem o tym w relacji (np. przesiadka w ZRH). Robienie kilkugodzinnych przesiadek na oddzielnych biletach przy takiej podróży jest mocno ryzykowne, ale lubię adrenalinę
;) Gdyby coś się nie powiodło, musiałbym jakoś wrócić za gotówkę. Mile mam, ale za mało, żeby spokojnie wrócić na przykład z AKL. A jednak wszystko się udało
:)- Z tego co pamiętam, to koszty były zbliżone do 2500 PLN, ale nie jestem w stanie precyzyjnie podać dokładnej kwoty, bo nigdy tego precyzyjnie nie podliczałem. Wyszło drożej niż pierwsze RTW, ale też było bardziej egzotycznie
:)
Dzięki wielkie!
:) bardzo rozjaśniłeś sytuację, kwota 2500 zł robi wrażenie, ale teraz już wiem w jaki sposób udaje Ci się ją osiągnąć. Czy mógłbyś odpowiedzieć czy w pewien sposób płacisz za wstęp do saloników? Czy wejście do nich, automatycznie uprawnia Cię do korzystania z bufetu czy są jakieś różne "pakiety"? Nie da się ukryć, że są dużym usprawnieniem, chociażby oszczędzają Twój czas i pieniądze na posiłki. Czekamy na kolejną relację z RTW
:)
Pózniej znowu kręcę się różnymi uliczkami, łapiąc jedynie azymut w którym kierunku chcę iść ;)
Docieram w końcu do Viaduct Harbour. W tym miejscu spędzam sporo czasu, więc i zdjęć jest więcej :)
Pózniej wstępuję jeszcze do supermarketu (Countdown) po prowiant na noc i kupuję litrowy odpowiednik Cappy za 1,7NZD, co uznaję za naprawdę niezłą cenę. Wszędzie płacę Revolutem i jeszcze nigdzie na tym tripie nie miałem problemów (jedynie nieraz przechodzi jako Savings a nieraz jako Credit). Na lotnisko wracam po zachodzie słońca identyczną trasą jak wcześniej - z przesiadką na stacji Papatoetoe.
Wracam na lotnisko i idę spać. Wstaję dość wcześnie (ok. 3-4) i tutaj nastąpi kolejny ryzykowny element całej podróży: odprawa w ramach rezerwacji zrobionej podczas pewnego EF, kiedy dało się kupić za grosze bilet one way z NZ do CAI/DXB. Można było to kupić za kilka złotych, ja wydałem więcej żeby nie być aż tak podejrzanym (ok. 200PLN). Z tego co wiem, to w 99% poleciały anulacje. U mnie też, ale poprzez wersję mobilną strony Qantasa (ich codeshare na loty i oni ticketowali) udało mi się wymusić nową rezerwację na minimalnie inne loty. W ten sposób stałem się posiadaczem nowego biletu na trasie AKL-SYD-(BKK)-DXB, gdzie pierwszy lot to LATAM, a drugi to Emirates ze stopem technicznym w BKK. Czy nie będę musiał dopłacać? O tym już w następnym odcinku, trzymajcie kciuki ;)Check-in otwiera się po 4:00. Składam śpiwór, ustawiam się w króciutkiej kolejce i już za chwilę jestem przy stanowisku odpraw.
Bardzo miła, starsza Pani klika przez kilka minut nie mówiąc nic. Nie wiem czy to dobrze, ale w głowie przewijają mi się rożne scenariusze. W końcu pyta o bilet wylotowy z Dubaju, pokazuję rezerwację. Po kolejnych paru minutach dostaję kartę pokładową na lot LATAM do SYD. Podobno check-in jest też zrobiony na dalszy ciąg rezerwacji, ale po kartę pokładową muszę zgłosić się w SYD. Chwilę pózniej sprawdzam i guzik prawda, status na „Checked in” zmienił się tylko dla pierwszego lotu. No nic, zobaczymy.
Przechodzę przez kontrolę bezpieczeństwa i od razu idę do saloniku Strata Lounge. Parę minut po jego otwarciu stoi przed wejściem kolejka ;)
Biorę prysznic i jem śniadanie.
Przy okazji korzystam z WiFi, które jest nielimitowane w saloniku (na lotnisku jedynie 2h są darmowe).
Nie mija zbyt wiele czasu, a boarding ma się wkrótce rozpocząć. Idę przed gate i już za chwilę wchodzę na pokład Boeinga 787-900 LATAM.
Przydzielono mi miejsce 12A, które jest pierwszym rzędem w Economy. Ma ono jednak więcej miejsca na nogi.
LATAM na pewno oferuje je normalnie za dodatkową opłatą. Mało tego, według ich materiałów to miejsce to Y+ :D Dodatkowe miejsce na nogi to raczej za mało, żeby mowić o Premium Economy.
Lot przebiega spokojnie i trwa niecałe 3 godziny. Do jedzenia dostałem kanapkę i sałatkę owocową. Przez resztę czasu spałem (były bardzo wygodne zagłówki, miękkie jak poduszka) lub wyglądałem po prostu za okno ;)
Po wylądowaniu momentalnie przechodzę przez kontrolę paszportową, niestety nie dostaję pieczątki, pamiątki nie będzie. Dalej pytam w informacji turystycznej jak najtaniej dostać się do centrum (nie przygotowałem się kompletnie, przyznaję). Podobno najtaniej jest z przesiadką na Mascot Station i karta Opal nie jest potrzebna. Wypłacam jedynie 20AUD i idę na autobus.
Kupuję bilet u kierowcy, ale mówi, że nie ma jak wydać. Już chciałem wysiadać, ale mówi, żebym został. W ten sposób przyjechałem za darmo na Mascot Station. Tu kupuję bilet na pociąg do Circular Quay (podobno najbliżej Opery) za 4,40AUD. Tanio i wygodnie :)
Całość zajęła może z 40 minut, nie patrzyłem na zegarek. Dojeżdżam do stacji Circular Quay, jem śniadanie w McDonald’s i chwilę pózniej idę w kierunku Opery.
Chwilę pózniej spotykam się z koleżanką z liceum, która tu studiuje. Wyruszamy w podróż po centrum Sydney. Pierwsze wrażenia - jest trochę górek. Może nie tyle co w Auckland, ale nie jest płasko. No i czuję się jak w USA.
Spacerujemy uliczkami, aż trafiamy do Darling Harbour.
Zaczepiamy także o Chinatown, chociaż ten w Sydney jest dość mały.
Pózniej znowu spacerujemy, trafiamy do Hyde Parku.
Wszystko jest czyste, zadbane, sporo tu zieleni. Sydney może się podobać :)
Idziemy dalej przez Royal Botaniczny Gardens, aż dochodzimy na końcowy punkt z którego nieźle widać panoramę oraz samą Operę.
Wracamy wzdłuż wody pod Operę i dalej na stację Circular Quay. Tu się żegnamy, zrobiliśmy w 3h ponad 12-kilometrową trasę. Jest ciepło (na pewno cieplej niż w Auckland), jestem z plecakiem, czuję zmęczenie (także poprzednimi dniami). Idę do supermarketu kupić jakieś picie, po czym kieruję się na lotnisko ze stacji Wynyard. Podsumowując, spokojnie można zwiedzić centrum Sydney podczas kilkugodzinnego stopovera :)
W drodze powrotnej powtarza się sytuacja z darmowym powrotem autobusem, ale proszę, nie nadużywajcie ich dobroci :D
Docieram na lotnisko i od razu kieruję się do check-inu. Jest już otwarty, więc podchodzę. Czekam, czekam, trwa to parę minut, Pani mnie pyta czy nie miałem problemu z przybyciem do SYD, mówię że nie. Nadal czekam, po czym dostaję kartę pokładową :) Pani przeprasza, że środkowe miejsce, ale lot jest pełny. Pytam, czy przypadkiem okna się nie uda załatwić. Pani jeszcze raz spojrzała w komputer, zbladła, przeprosiła i zaprosiła mnie do kierowniczki. Ta także przeprosiła i „zgodnie z życzeniem” zmieniła moje miejsce na 37A - okno z dodatkowym miejscem na nogi. Sytuacja identyczna jak na wspomnianym już locie AKL-SYD, tam też niespodziewanie miałem dodatkowe miejsce na nogi. Nic nie klikałem, a na pewno nie takie życzenie. Ta rezerwacja była dziwna, ale wygląda na to, że za 200 złotych da się polecieć przez pół świata Emiratesem :D
Przechodzę przez kontrolę paszportową oraz bezpieczeństwa, biorę prysznic (są darmowe na lotnisku) i sprawdzam, że nie ma żadnego saloniku w tym terminalu. Są za to restauracje, idę do jednej z nich. Budżet w ramach PP (35AUD) wykorzystuję na burgera, frytki z serem i dwie butelki Pepsi. Skłania mnie to do rozważań, że nieraz restauracje są lepsze niż saloniki. Nie ma co prawda prysznica ani ciszy, ale można zamówić burgera dla towarzyszy podróży nieposiadających PP. Albo zamówić 7 butelek Pepsi.
Przy burgerze doszlifowuję i wrzucam relację. Ciąg dalszy pewnie dopiero z Dubaju, przede mną kilkanaście godzin zasłużonego odpoczynku. Do pózniej!@smieci tak się spodziewałem, że nie jestem pierwszy ;)
@pabloz nie widziałem swojej rezerwacji w systemie Emirates. Miałem bilet na stocku Qantasa (a loty to były ich codeshare’y)
——
Rozpoczyna się boarding. Lot odbędzie się na pokładzie Boeinga 777-300ER. Szkoda, bo w pierwszej wersji miał być A380, ale na tym tripie przeważają trzy siódemki ;)
Kolejka przesuwa się całkiem szybko i za chwilę jestem na pokładzie.